Dolne Kotonu w porze deszczowej jest prawie jak Wenecja. Ulice zamieniają się w rzeki albo kanały, tylko gondoli brak. Trudno przejść suchą stopą, brodzę w błocie. Bogatsi przeprowadzają się do dzielnic bardziej na północy, wyżej położonych. Zalane drogi ciągną się jak długi w nieskończoność mural w pobliżu budynków ministerstw i ambasad. Podobnie długie jest targowisko rzemiosła, odwiedzane nie tylko przez turystów. Podobają się się skórzane sandały. Ale wizja chodzenia w nich po wodzie i błocie szybko mnie studzi, chociaż nadawałyby się na piękne chodniki Europy. W większości świata najlepiej sprawdzają się plastikowe. Reprezentacyjnym punktem miasta jest teraz gigantyczny pomnik amazonki.
Postać
kobiety patrzy
na miasto i kieruje
moje myśli do Królestwa Dahomeju. Jednego z najlepiej
zorganizowanych królestw Afryki, przynajmniej w Afryce zachodniej,
które szczyciło się wielotysięczną armią amazonek. Poza
tym zasłynęło z despotyzmu, okrucieństwa władców i agresywności
wojowników oraz
ponurego kultu fetyszowskiego z krwawymi ofiarami z ludzi, z
nadmierną wśród mieszkańców skłonnością
do kanibalizmu.
Władcy Dahomeju najdłużej sprzedawali
swych jeńców i poddanych handlarzom niewolników. Nie tylko
europejskim, za ich broń, ale handel niewolnikami kwitł tu na długo
wcześniej niż biały człowiek postawił stopę na Czarnym Lądzie.
No comments:
Post a Comment