Motocyklowy wyścig narodów

Podróż z Cotonou do Porto-Novo to jak udział w reality show: „Przetrwaj skrzyżowanie”. Tysiące motocykli codziennie suną trasą między miastami, tworząc ruchliwy taniec, gdzie nikt nie zna choreografii, ale wszyscy ją wykonują z pasją.

Skrzyżowanie. Światło zmienia się na zielone. Klaksony ruszają jak chóry gospel – z każdej strony koncert dźwięków, jakby syreny alarmowe ćwiczyły do parady narodowej. Motory przeciskają się jak sępy do padliny – każdy chce być pierwszy, każdy ma plan. Z boku mijają mnie kobiety: jedna z 6-kilogramową butlą gazu na głowie, druga z półmiskiem yamów. Życie na głowie, jak to w Beninie.

Z Cotonou do Porto-Novo – gdzie królowie nie umierają, tylko „jadą w podróż”

Porto-Novo. Oficjalna stolica Beninu, choć bardziej wygląda jak miasto, które wciąż się budzi i przeciąga. W przeciwieństwie do pulsującego życiem Cotonou, Porto-Novo sprawia wrażenie spokojniejszego – trochę jak wujek w sandałach, który był ministrem, ale teraz hoduje kozy i nie lubi pośpiechu.


 

No comments:

Post a Comment