Podróż Baobabem




Pakuję się i ruszam do Parakou. Autobus solidnej firmy Baobab, tym razem odjeżdża dwie godziny później, bo klimatyzacja postanowiła się zbuntować. W ramach przeprosin dostajemy… puszkę Sprite'a. Cóż, na pustyni też się z czegoś cieszono.

W Bohicon zatrzymuje nas policja. Twierdzą, że coś zrobiliśmy w Dassa. Oczywiście nikt nie wie co, ale po 30 minutach już nikt nie pyta. W Aladji wsiada sąsiad, który mówi, że mnie zna. Pewnie widział mnie wcześniej w tym samym autobusie – Benin to jednak kraj ludzi o pamięci słonia.

Okazuje się, że pracuje w ONG zajmującej się alfabetyzacją analfabetów – czyli robi dokładnie to, czego ja bym się nigdy nie podjęła przed obiadem.

Cieszę się, że znów jadę tam, gdzie więcej baobabów.

No comments:

Post a Comment