Dom Hortense to nie tylko miejsce dla jej własnych dzieci – w czasie roku szkolnego mieszka tu również piątka dzieci jej siostry. Taki domowy internat, z kuchnią jako centrum zarządzania światem i garażem, który w zależności od pory dnia staje się salonem, świetlicą, klasą albo jadalnią.
Wieczorem przy dużym stole – czyli blacie pokrytym książkami, zeszytami, talerzami i skorupkami z orzeszków – panuje pełne napięcia skupienie. Jeden z chłopaków chodzi tam i z powrotem, mrucząc pod nosem lekcję. Uczy się z pamięci, szeptem, bez przerywania kroku. Dziewczyny siedzą pochylone, coś skreślają, zamazują, poprawiają. W powietrzu mieszają się zapach kredy, atramentu i oleju palmowego z kolacji. Sodoma i Gomora na stole, ale cisza jak w kościele.
Hortense między jednym garnkiem a drugim zerka, czy któryś nie próbuje ściągać. W międzyczasie wyciera podłogę stopami. Włącza muzykę i tańczy z mopem – wykręca biodrami, nuci pod nosem. Podłoga czysta, humor lepszy. W kuchni zamiast płynu do mycia podłóg – rytm.
No comments:
Post a Comment