Wesele, które smakuje jak buji ze smażonym yamem
Oglądam nagranie z wesela Donalda i Yasmin. Rodzina Donalda przynosi dary krokiem tanecznym – wszystko od garnków po kury. Ojciec Donalda jest wyraźnie zadowolony. Yasmin przechadza się z nonszalancją godną królowej – rzuca okiem na dary, jeden bierze, inny odrzuca, aż trafia na Biblię. To jest to. Przemawia długo, mądrze, wzruszająco. Jej mamę zastępuje najstarsza siostra, bo mama zmarła. Cała ceremonia w stylu godnym Nollywood.
Donald – nauczyciel, kucharz, marzyciel
Donald jest rozżalony – oblał egzamin na medycynie zaledwie o 0,25 punktu. Powtarzał, sprawdzał – nie ocenili wszystkich odpowiedzi. Ma prawo być zły. Jego brat też kiedyś oblał – ale dziś jest lekarzem. Donald skończył anglistykę i teraz rano uczy dzieci angielskiego, a po południu...
...gotuje. I to jak! Zanim przygotuje fufu z yamu z kozim sosem arachidowym, musi pojechać na targ. Kupić kozę, koguty, wypatroszyć, podzielić. Sos pomidorowy, orzeszki arachidowe, przyprawy. Podczas gdy jego mama kończy poranne przekąski, Donald zaczyna wieczorne dania główne. Klienci przychodzą tłumnie, jedzą, oblizują palce, dziękują – i wracają. Donald krąży z dzbankiem wody i miską do mycia rąk, pilnuje czystości, estetyki, dyscypliny. Pomocniczki z rodziny dostają ostre spojrzenia, jeśli się guzdrzą.
Marzy o własnej restauracji – z prawdziwym dachem, bez konieczności prowizorycznego zadaszenia z plandeki. Marzy o pracownikach, którzy będą dzielić jego pasję do jedzenia i do porządku. Na razie robi wszystko sam. Uważa się za najlepszego w mieście od sosów. I flaków.Jasmin czasem przyjeżdża z dzieckiem, ale bardziej zajmuje się maluchem niż pomocą w biznesie. Donald narzeka, że po powrocie ze szkoły często nie ma nic do jedzenia. Wtedy półżartem grozi, że poszuka sobie drugiej żony. Jasmin się uśmiecha. Ale tylko trochę.
Ich mieszkanie jest schludne, z maleńkim podwórkiem i łazienką z tyłu. Gdy drzwi są otwarte (bo duchota), zdarza się, że złodziej przemknie, coś zgarnie i zniknie. Pewnego dnia tak właśnie zniknął telefon sąsiadki i parę tysięcy franków CFA. Nocą Donaldowi też kiedyś włamano się do domu – był załamany.
Ale nie traci wiary. Marzy o restauracji. O studiach za granicą. O lepszym życiu. Na razie uczy angielskiego rano, popołudniami miesza sosy, owija flakami udka, tłumaczy młodym pomocniczkom różnicę między czystym a „ledwo przetartym”.A gdy ostatni klient oblizuje palce, ławy trzeba schować, miednice umyć, kuchnię zabezpieczyć. I gdzieś około północy Donald może paść na twarz i zasnąć, zanim znowu przyjdzie poranek, dzieci, szkoła – i targ z kozą.
No comments:
Post a Comment