Ulice Cotonou – jakby ktoś postanowił urządzić targowisko na każdej możliwej powierzchni asfaltu, piachu i kurzu. Ludzie tłoczą się przy straganach, między nimi śmigają sprzedawczynie z miskami na głowie, dzieciaki z woreczkami wody do picia, a z tyłu jeszcze ktoś krzyczy, że ma świeże mango. Albo używane klapki. Albo części od motocykla, który być może nigdy nie istniał.
Jest też nowe, eleganckie targowisko. Przeniesiono tu, raczej chcą przenieść ulicznych sprzedawców na to nowoczesne targowisko – z kamiennymi ladami, daszkami, miejscami parkingowymi i opłatami jak w centrum Paryża. Małe biznesy wolą zostać na ulicach, gdzie urząd codziennie zajeżdża po swój „haracz”, bo jest on o wiele niższy niż ten na nowym targowisku. Bo kto ma zapłacić kilkanaście tysięcy franków za miejsce, jeśli sprzedaje tylko ryż i paprykę?
Zresztą zarobki są tu śmiesznie niskie, a cała nadzieja w premiach. Takie „nagrody za przeżycie miesiąca”.
W tłumie widać twarze z bliznami – symetrycznymi, płytkimi nacięciami, układającymi się w różne wzory. To nie ozdoba, to znak. Przynależność do plemienia, klanu, rodziny. Przydaje się, gdy ktoś rozpozna w ten sposób krewniaka wśród sprzedawców na targowisku, wtedy będzie sie targował, by zapłacić później, czyli nigdy.
Ale może to być też formą ochrony. Bo jak ktoś już ma blizny – to w tradycyjnych wierzeniach jest fetyszem samym w sobie, i nie nadaje się na ofiarę dla bożków. Ot, taka duchowa zasada: raz fetysz – zawsze nietykalny. Dzieci porywa się rzadziej, choć ryzyko wciąż jest obecne. Woodoo to nie żarty. Ludzie naprawdę się boją, że można zniknąć „na potrzeby rytuału”.
Kolacja z liścia – smaki Abomey
i europejska alternatywa
Na kolację dziś niespodzianka od sąsiadki: akasa, czyli mączna kulka gotowana na parze, zawinięta w liście jak w paczuszki z sekretem. Do tego sos lekko pikantny z rybą – może z naszego jeziora. Akurat nie ma prądu, więc nie widzę czy wpadły mi do sosu ostre papryczki, których zawsze unikam. Nie widzę, aż poczuję jak język piecze.
A wczoraj na kolację była wersja europejska: starta marchewka, ogórki, pomidory, makaron i – o, luksus! – trochę sałaty. W lokalnym klimacie ten zestaw to prawie egzotyka. Talerz wygląda jak ze spotkania ONZ – różnorodność, ale każdy na swoim miejscu.
No comments:
Post a Comment