Rano, jak zwykle, chaos. Motorowe taksówki,
dzieci w mundurkach, panie z torbami na głowie, samochody, rowery,
błoto i piach. Ekwilibrystyka na żywo – człowiek między
maszynami, maszyny między sobą.
Na skrzyżowaniu za mostem spotykam kobietę z
dzieckiem na plecach. Codziennie sprzedaje chusteczki, garść
orzeszków, gumy. Ten sam kierowca „zem” – czyli mototaksówki
– leży na grzbiecie na swoim motorze i śpi. To jego fotel, jego
łóżko, jego biuro. Dobrze zna tu każdy wyboj.
Zek robi mi niespodziankę – zabiera na piwo
sorgowe i atan, czyli lokalne wino palmowe. Są też przekąski:
kle-kle (czyli małe, smażone kulki z mąki) i twarde paluchy, które
moje zęby niezbyt tolerują. Suszone rybki jak chipsy w paczce –
słone i chrupkie. Zek mówi o dzieciństwie spędzonym w Togo i w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Matka muzułmanka, ojciec katolik. On sam wybrał islam, jego żona –
katoliczka. Wszystko się miesza: religie, języki,
światopoglądy. I jednocześnie – wszystko jakoś się układa.
No comments:
Post a Comment