Jedziemy dalej – do dawnego więzienia niewolników. Na wejściu – mała świątynia węża. Ale nie możemy do niej wejść – zmarł szef rodziny, która sprawuje nad tym miejscem pieczę. Nowego jeszcze nie wybrano, więc nikt nie może dać przewodnikowi pozwolenia. Tu wciąż działa inna logika – prawa, których nie zapisano, ale których nikt nie odważy się złamać.
Wielu przyjeżdża do Abomey z ciekawości, ale wychodzi z głową pełną pytań. Przewodnik opowiada długo i barwnie – o potężnych królach, o rytuałach, o tym, że wudu zna odpowiedź na wszystko. Nie ma tu problemu niepłodności – mówi – bo wszystko można rozwiązać. Nie ma przypadków, są tylko niezłożone ofiary.
I może przez moment się zachwycasz – ale potem patrzysz na śmieci walające się pod murem pałacu, na kozy i barany, które dosłownie wciskają się do wnętrza i zostawiają po sobie ślady. Tablice informacyjne – ledwo czytelne. Broszury w biurze turystycznym – zakurzone, pachnące stęchlizną. Drewniane maski oblepione pajęczyną. I wtedy zadajesz sobie pytanie: za co ja właściwie płacę?
No comments:
Post a Comment