Benin nie daje odpocząć. Tu wszystko dzieje się naraz: i fetysze na podwórku, musztarda w papierku i deszcz po południu. Tu nie jesteś turystą. Jesteś częścią ciągu wydarzeń, które łączą codzienność, duchowość i chaos w jedną opowieść.
Kobieta rozwiązuje supełek na rąbku pagne, by wyjąć pieniądze, gapię się, jakby miało stamtąd wyskoczyć coś jeszcze.
A jak poczujesz w powietrzu pył z Sahary, to wiedz, że zaczyna się harmatan. A z nim przygody – gorące, dzikie jak kawałki papaji rozrzucone na środku drogi od zderzenia z motocyklem.
Nie wiem jeszcze, co mnie czeka – może kolejny taniec z siecią, może bieg przez wioskę z dzieciakami, które będą krzyczeć "yovo yovo bonsoir!", choć będzie rano. Może jeszcze jedno spotkanie z Kofą, który patrzy na morze jakby ono znało odpowiedź.
Ale wiem, że Benin to miejsce, gdzie słońce uczy pokory, duchy chcą pieniędzy, a zimny bisap ratuje życie częściej niż apteczka.
No comments:
Post a Comment