​Wesele jak przeprowadzka – czyli "dot" musi się zgadzać


Zanim wybranka życia stanie się żoną, pan młody
musi udowodnić, że zasługuje na jej rękę. A właściwie – że stać go na jej rękę. Mowa o tzw. dot – czyli zestawie darów dla przyszłej żony i jej rodziny. I nie są to byle kwiatki czy bombonierki – potrafią to być kozy, pieniądze, tkaniny, naczynia, jedzenie, a czasem wszystko naraz. Kiedy taki orszak rusza przez wieś, wygląda jak relokacja średniej wielkości gospodarstwa domowego.

Co ciekawe, jeśli mąż umrze, to jego miejsce może zająć ktoś z rodziny – np. syn jego pierwszej żony. Ale uwaga: nowy małżonek musi być młodszy lub w tym samym wieku, a co najważniejsze – już nie płaci dot. Po prostu „wchodzi na kontrakt”. Romantyczne? Trudno powiedzieć, ale praktyczne – jak najbardziej.

Rodzina zawsze wie lepiej

W Beninie sprawy małżeńskie to sprawa wspólna. Gdy w związku pojawiają się problemy – nie idzie się do terapeuty. Organizuje się rodzinne zebranie kryzysowe. Przychodzą bracia, kuzyni, ciotki, szwagrowie, wszyscy siedzą, debatują, łagodzą. Decyzje zapadają wspólnie, a racje waży się jak w starożytnym sądzie plemiennym.

Hortense raz w roku organizuje taki rodzinny zjazd – tyle że pokojowy. W wakacje zjeżdżają się kuzyni, wymieniają się informacjami, kto ile dzieci ma, kto komu co kupił, kto jak zdał do następnej klasy. I zawsze są drobne prezenty. Bo w rodzinie siła.



 

No comments:

Post a Comment