Między wiarą a strachem – codzienność z wudu


Budzę się, z drugiego pokoju dochodzi dźwięk dzwoneczka z piórami. Rolex podśpiewuje coś w fon i zaklina, wzywa duchy. Siedzi na stołku w kącie, kiwa się delikatnie w rytm i śpiewa pod nosem. Mówi, że to modlitwa o pomyślność w interesach. Nie przeszkadzam, zamiatam podwórko palemkową miotłą.

Za domem jest święte miejsce jego ojca. Pozwala mi tam zajrzeć, choć niechętnie. Bóstwo Legba – jego osobisty fetysz –  w misce wupełnionej ziemią, z wystającym glinianym kształtem przypominającym fallusa. Po bokach dwie małe postacie, między nimi coś jak kapelusz albo korona. Obok gliniane naczynie z przykrywką, nie wiadomo co w środku. Pytam Rolexa z czego to zrobione – wzrusza ramionami. „Nie wiem, ksiądz wudu to zrobił”.

Mówi, że jak chcesz wiedzieć, jakie bóstwo jest dla ciebie, idziesz do Fa – kapłana. On ci wróży, mówi, kto najlepiej będzie cię chronił, kto może ci pomóc. Potem zamawiasz figurkę, składasz ofiary – z tego, co to bóstwo lubi. Jeśli je banany – dajesz banany. Jeśli mleko – mleko. Jeśli cukier – cukier. Ale jeśli chcesz użyć tej samej siły do wyrządzenia komuś zła, dajesz bóstwu coś, czego ono nienawidzi. Na przykład sól zamiast cukru – to jak prowokacja. I wzywasz je, podjudzasz, mówisz, że ta i ta osoba nie daje mu tego, co trzeba. A ono, jeśli ma moc, „zrobi porządek”.

Rolex dostał kiedyś tymczasowo figurkę pewnego bóstwa – od kapłana. Musiał odprawić rytuał, by ją przyąć, czyli złożyć w ofierze kurę. Katolikiem jest „bo z rodziny”, ale z wudu się nie śmieje. Zresztą zna historię o Europejczyku, który obiecał, że jeśli spełni się to czego pragnie, to ofiaruje krowę bóstwu. I faktycznie – spełniło się. Wrócił, ale księdza nie było. Zostawił krowę innym ludziom. Ci ją sprzedali i podzielili pieniądze. Wszyscy zmarli. Ksiądz – jak się mówi – „ich zabił”, bo krowa miała być złożona w ofierze, nie sprzedana. Nie dotrzymali obietnicy.

Głodna jestem, idziemy na miasto poszukać buji.



 


No comments:

Post a Comment