Jestem zaproszona do domu i zaraz dostaję woreczek cudownie zimnej wody, potem frytki z jamu i jajecznicę. Usiedliśmy na podwórku, gdzie jest trochę przewiewu,
a zimny bisap (napój z hibiskusa) trzyma mnie przy życiu.
Potem wychodzimy przed dom, gdzie jest lekki przewiew i to jest pełnia szczęścia. Kobieta sprzedaje gorącą tapiokę ze kondensowanym mlekiem i cukrem, niosąc na głowie ogromny półmisek, a na nim kilka wiader. Chciałam spróbować, ale skończyło się na obserwowaniu.
W domu Alexisa jest bieżąca woda i zlew w kuchni, co już jest luksusem. Ale naczynia zmywa się na zewnątrz, w miskach, a wodę wylewa się, tak jak wszędzie, prosto na drogę.
Z sąsiedniego domu wychodzi młoda, szczupła, wysoka kobieta z dzieckiem na plecach. Kłania się nisko siedzącym koło drogi mężczyznom i mówi, że pierze ubrania i szuka pracy, kazali jej wejść w głąb podwórza i popytać. Wyszła z niczym, poprosiła o 100 franków na gari.
W tym czasie żona pastora umiera na raka piersi. Wygląda jak szkielet, przerażająco wychudzona, a mimo to uśmiecha się wciąż, jakby chciała walczyć z całych sił. Nie może jeść, bo zaraz wymiotuje. Zastrzyki, bardzo kosztowne, trochę pomagają, ale problem z oddychaniem jest ogromny. Leczą ją naturalnymi środkami, aptecznymi lekami i wyjechali nawet do Nigerii, do słynnego znachora pastora.
Widać, że te metodynie działają, bezsilność w czystej postaci. Zabijają człowieka powoli i nikt już nie może pomóc.
Pełne życia jest targowisko w pobliskim Phau, w pierwszym rzedzie wysokie taborety, na nich miski z akasą zawiniętą w liście. Niedaleko jest jezioro, a w drodze do niego tyle wybojów, że motor skacze wzdłuż i wszerz, a ja na nim piszczę z przerażenia, trzymając się kurczowo.
P.S. Żona pastora odeszła 2 miesiące później.
No comments:
Post a Comment