Wchodzimy do domostwa, które zbudował pradziadek Gatora, a jego siostra (również topless, z twarzą jak kora drzewa) pokazuje mi bliznę na policzku jako dowód pokrewieństwa. Blizna = siostra. Logiczne. Fetysze są dosłownie na każdym rogu – jakbyśmy byli w duchowej wersji IKEA, gdzie każda wnęka musi mieć jakiś amulet.
Robimy zdjęcie przy murowanym fetyszu Żoumo, a potem Gator prowadzi mnie do domu dziadka, piętrowego z wielkim portretem na ścianie. A w jego własnym domu odgarnia ubrania z łóżka, żebym mogła usiąść – luksusowa gościna w stylu minimalistycznym.
Jem ata i piję bujie, a potem idziemy do mamy napotkanej po drodze, która przygotowuje codziennie wywar z patyków i gałęzi. Smakuje jak ayahuaska na wakacjach, gorzko. To kobieta z Ganvie, cała w tatuażach jak żywa mapa kultury – ręce, twarz, kark.Na koniec, Gator pokazuje laskę dziadka z
kości i obiecuje czapkę królewską –
bo przecież jest teraz królem rodu. Ale czapka
tkwi w worku razem z rzeczami zmarłej żony, pod warstwą kurzu i iinych rzeczy też pomieszanych z kurzem.
– Wiesz co,
zostawmy to – mówię. – Nie jestem gotowa na wykopaliska
archeologiczne.
No comments:
Post a Comment