Czas wracać do domu. Do Cotonou. Bye, bye Jo, bye,bye Porto Novo, do zobaczenia. Wsiadam na motor, łapię
równowagę między torbą z buji a moją nogą. Znowu skrzyżowanie,
znowu klaksony, znowu szukanie luki w tłumie. Kolorowe kaski,
tradycyjne stroje, kilkoro dzieci między kierowcą a pasażerem.
Światło zmienia się na zielone –
i zaczyna się wyścig.
Kierowca śmieje się:
– Benin Express! – krzyczy i ruszamy
jak z procy.
I tak oto kończy się dzień. W Porto-Novo, gdzie
królowie nie umierają, a zamiatanie podwórka może być lokalnym
wydarzeniem sportowym.
No comments:
Post a Comment