Zedeka Zedeka – ksiądz w dresie i dyplomach

Wyjeżdąjąc z Cotonou w kierunku Ouida spotkałam księdza woodo. Zaprosił mni edo domu, albo raczej sama się wprosiłam. Szczupły, wyluzowany facet, typ duszy-artysty i mędrca jednocześnie. Po wejściu czułam zapach trudny do opisania. Trochę kadzidło, trochę kurz, trochę zioła i chyba trochę… coś jeszcze. A od księdza wyraźny zapach wypitego sodabi.

Na ścianie obraz – kobieta w samych majtkach. Obok – ściana dyplomów. Był w Europie, w USA, zapraszali go na prelekcje. Przyznaje się do piątki dzieci i wspomina trojaczki z pierwszą żoną, które zmarły. W pokoju zmarłych zrobił im statuę. Gdy o nich mówi, podnosi palec do góry: „Są u Boga.” Jakiego? – pytam. „Jest tylko jeden.”


Jak zostać księdzem woodoo?

Pytam, co trzeba zrobić, żeby zostać księdzem. „To długa droga,” mówi. Finansowo, mentalnie, moralnie, duchowo. Jego ojciec też był kapłanem – to dziedzictwo i wybór w jednym.

Wyciąga telefon i pokazuje zdjęcie siebie w czerwonej szacie, żółtej czapce, z białą miotełką w ręku. Mówi, że to podczas jego „mszy” woodoo. Odprawia je co niedzielę. I mówi – wszyscy są równi, wszystkie religie są jednym.

Potępia przemoc i rytuały z Haiti. „To nie jest nasza droga. My jesteśmy pokojowi. Nie unicestwiamy ciała po śmierci, nie przeszkadzamy w reinkarnacji.” I tu wchodzi temat bransoletek. Adept ma dwie – na nogach. Ksiądz – jedną i jedną na ręce. Zedeka nosi koraliki na szyi – to pamiątka po jego dziadku, który był reinkarnacją ojca. 

A jego dom? Nie ma białej flagi. Bo Zedeka nie sprzedaje woodoo. Nie udaje, nie robi teatru. Gdy opowiada o Muammarze Kaddafim, który jego zdaniem zasługiwał na szacunek, widać łzę w oku. Przynajmniej tak mi się wydaje.


 


No comments:

Post a Comment