Dzisiaj wylądowałam na działce Gatora. Ma on wszystko, czego potrzebuje szanująca się
duchowa posiadłość: wysokie drzewa z magicznymi liśćmi
(na malarię!), krzaki ochronne, które „nie dopuszczają
złego”, roślinę dobrobytu, którą trzeba włożyć do torby i wielką muszlę o nadnaturalnej mocy.
Gator, jak zwykle opowiada z uśmiechm z uśmiechem:
– Wstaję
rano, najpierw pozdrawiam swoje woodoo. Daję mu sodabi. Dla ducha,
dla mnie. Potem dopiero moja żona dostaje „dzień dobry”.
Wypijają razem – on i jego bóstwo. Taki
poranny toast z duchami.
– I już mam siłę.
Do motoru, do życia, do żony – śmieje się. – Sodabi daje moc.
Na działce sąsiada – jezioro. A w nim odbijają się palmy kokosowe. Bajka? Raczej bajoro z klimatem. Tuż obok: fetysz na murku – ciastka, papierki, jedzenie. Ofiary dla ziemi. Niech chroni, niech daje. I żeby motocykl nikomu nie wjechał w papaje,
Motocykl, kobieta i papaje –
dramat w jednym akcie
Jazda motorem to w Beninie gra w slalom ekstremalny. Każdy jedzie, jak chce, gdzie chce, i jak się da. Klaksony to tu język miłości, ostrzeżenia i lekkiego wkurzenia. I w tej właśnie operze drogowej motocykl wjechał w kobietę z miską papai na głowie. Papaje rozjechały się po całej drodze. Kobieta przeżyła. Miska nie.
No comments:
Post a Comment