Wudu w Abomey to nie atrakcja. To codzienność. Wierzą tu w reinkarnację. Jeśli ktoś umiera w wypadku albo popełnia samobójstwo – odprawiają rytuał, by taka dusza nie wróciła. Jeśli dziecko rodzi się z niepełnosprawnością, mówi się, że to kara – bo ktoś nie dotrzymał bóstwu obietnicy. Albo że to znak, że kobieta nie powinna była rodzić dziecka od tego mężczyzny. Bywa, że matka umiera niedługo potem.
Ewangelicy patrzą na to wszystko z niechęcią. Krytykują katolików za tolerowanie tradycyjnych praktyk. Ale przecież katolicy tu żyją z wudu – w synkretyzmie, który pozwala jednocześnie iść na mszę, i składać ofiary bogom przy świętym drzewie.
Są też rytuały, których obcym nie wolno oglądać. Na przykład inicjacje chłopców – tajemne obrzędy, w czasie których kobiety muszą zostać na zewnątrz. Tańczą i śpiewają z innymi mężczyznami, ale sekrety zostają w środku. Na północ od Porto Novo mówi się, że nocą nie wolno wyglądać przez okno – bo jeśli duch wudu cię zauważy, możesz umrzeć.
Niektórzy rodzice boją się, że ich dzieci zostaną porwane przez kapłanów, by zostać „adeptami” – czyli wybranymi do służby bóstwom. Tego nie da się potem odwrócić. To nie wybór – to los.
Zachwyt pomieszany z frustracją
Abomey to miejsce, które potrafi zahipnotyzować. Przewodnik mówi, że tu wszystko ma swoje znaczenie – każdy symbol, każdy rytuał. Tu można rozkochać kobietę, rzucić klątwę, wyleczyć bezpłodność albo zamknąć przeszłość.
Ale wystarczy jeden rzut oka na pęknięty mur, brak toalet, niedziałające informacje, by ten urok prysł. Historia splata się tu z duchami i kurzem, z magią i zaniedbaniem.
I właśnie w tej mieszance – szacunku i frustracji – kryje się prawdziwe doświadczenie Abomey.
Jest jeszcze jedno doświadczenie tego miasta, kulinarne, czyli musztarda z Abomey. Musztarda afrykańska. Pachnie, jakby fermentowana sałata spotkała się z niedomytą butelką po occie. Podobno ma właściwości przeczyszczające. W regionie nie ma ryb, więc musztarda, która zawiera białko, gra pierwsze skrzypce. Zawsze musze przywieźć Hortense musztardę z Abomey.
No comments:
Post a Comment