Znowu ciągniemy i znów udany połów.
Kofa, mokrym od morza, stoi
na
rozłożonej sieci jak Posejdon bez paszportu, wybiera dla
mnie 6 ryb. Kładzie je przede mną na piasku z dumną miną. Starszy
rybak podaje mi
czarny woreczek plastikowy, a ja
zbieram swój łup i ruszam do domu Omera.
Popołudnie upływa sielsko — zachód
słońca i rogal księżyca w tle. Jutro przed świtem znów wypłyną w morze, by zarzucić sieci i gdy morze "da znak", zaczną ciągnąć.
No comments:
Post a Comment