​Pożegnanie z morzem i rybakiem

Kofa pojawia się znikąd i siada za mną na pieńku. Milczy, patrzy na morze. Ma mocne, szorstkie dłonie. Wolny człowiek bez papierów, pływa pirogą do Ghany, bo taxi to dla mieszczuchów. Prawda jest taka, że nie ma żadnych dokumentów, więc przez granicę oficjalnie nie przejedzie. Pije sodabi, gdy ma czas. 

Odchodzę. Morze za plecami. Słońce z boku. Bisap w żołądku. Benin w sercu. 




 

No comments:

Post a Comment