Lecimy nad jeziorem, boeing 737 etiopskich linii, jednych z
nielicznych które do tej pory mają normalną politykę bagażową,
zniża lot i próbuję
zidentyfikować co
to za
patchwork w
dole z
dachów i fal –wygląda
jak osada na wodzie. Deja vu z Delty Orinoko,
ale to coś tutaj jest zdecydowanie większe. Mózg
się miota, GPS w głowie próbuje
przestawić się na nową strefę geograficzną
- tu jeszcze nie byłaś, odkrywasz dla siebie nowy ląd. I nowe
wody. Samolot zanim wyląduje zatacza jeszcze kółko
nad morzem. Tak, to nie Karaiby, ale drugi
brzeg tego samego oceanu. Lotnisko jest małe,
zadbane, w rozbudowie. Jest wifi (cud!) i jeden bankomat, ale nie
wydaje mi pieniędzy. Tak się zaczyna gehenna z dostępem do
polskiego konta. Dramat w wielu aktach.
No comments:
Post a Comment